Nakryto stół i piorunem wniesiono koszyki z chlebem
żytnim, z bułkami własnego wypieku, z suchymi ciasteczkami i rogalikami.
Maciejunio własnoręcznie naznosił słoików z miodem, konfiturami,
konserwami, sokami. Tu podstawił "masełko", tam rogaliki. Pod siwym
przystrzyżonym wąsem uśmiechał się spoglądając na pewien słoik, który
nieznacznie wskazywał, i coś "ośmielał się" szeptać z cicha na jego
wielką, bardzo wielką pochwałę. Cezary przysiągł mu oczyma, iż odwiąże
opakowanie słoika i skosztuje, a nawet sięgnie dokumentnie do wnętrza.
Od wczorajszych doświadczeń polegał na zdaniu Maciejunia. Wniesiono
uroczyście tacę z kamiennymi imbrykami. W jednym była kawa, kawa jednym
słowem - nie jakiś sobaczy ersatz niemiecki - "kawusia", rozlewająca
aromat swój na dom cały. W kamiennych także garnuszkach podsuwano porcję
śmietanki. Z kożuszkami zagorzałymi od ognia uśmiechały się do gościa
te kamienne garnuszki, przypiekane przez ogień zewnętrzny.
Cezary,
nie czekając na domowników, zabrał się do "kawusi", kożuszków,
"śmietaneczki", chleba, który płatał po żołniersku, do rogalików, które
chrustał od jednego zamachu - do ciastek, miodu, konfitur. Maciejunio
przewijał się kiedy niekiedy obok stołu i pochwalał oczyma, uśmiechem
albo ruchem niepostrzeżonym zabiegi i czynności gościa.
Narobił mi Maciejunio smaku! Można by upiec coś na śniadanie, na przykład kminkowe
bułki do herbaty z "Ilustrowanego kucharza krakowskiego":
Dać na stolnicę 33 deka (20 łutów) pięknej
mąki, trochę soli, jedno jajo, trochę mleka, pół łyżki drożdży i łyżkę
masła. Zamiesić ciasto i postawić w ciepłem miejscu. Gdy podrośnie, robić małe bułeczki, dać na blachę, a gdy jeszcze raz się ruszy, posmarować jajem, posypać solą i kminkiem i dać do gorącego pieca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz